/hamag/assets/start-up-big-jpg-1062.jpeg

Start-up na dobry start!

Monika Synoradzka – Chief Communication Officer w SpeedUp Venture Capital Group, gdzie odpowiada za komunikację, zajmuje się wspieraniem społeczności start-upowej, współpracuje ze strategicznymi firmami, instytucjami z rynku nowych technologii.

Data publikacji: 05.01.2016

Inicjatorka wielu wydarzeń, takich jak: Geek Girls Carrots Poznań, Hive61, Poznań Start-up Weekend, Makerspace Poznań czy Poznań Offline Party. Współtwórczyni projektu Start-up Poznań.

Marta Siek: Jesteś znaną osobą na poznańskiej i nie tylko poznańskiej scenie start-upowej...

Monika Synoradzka: Nie lubię określenia „znany”. Powiedziałabym raczej, że mam potrzebę robienia czegoś więcej niż tylko „uprawa swojego poletka”. Lubię działać dla innych. Chyba jestem szczęściarą, bo od kilku lat łączę pęd do angażowania się w różne inicjatywy z pracą zawodową, którą uwielbiam. 

M.Si.: A jak to wszystko się zaczęło? Skąd start-up w Twoim życiu?

M.S.: To był 2012 rok... Organizowałam wtedy TEDxPoznań i trafiłam na jedno z cyklicznych spotkań powstającej wtedy społeczności start-upowej. To były czasy, kiedy prowadziłam blog o marketingu dla kobiet. Trochę za sprawą blogowania, trochę na skutek zamiłowania do socjalizacji, po tym pierwszym spotkaniu dostałam zaproszenie do grona mentorów akceleratora Huge Thing, a chwilę później otrzymałam propozycję dołączenia do zespołu SpeedUp Venture Capital Group, z którym pracuję do dziś. 

M.Si.: Akceleratory, fundusze… Może zacznijmy od definicji. Na początek: czym jest start-up? Tym słowem posługuje się wielu ludzi, ale mam wrażenie, że jego znaczenie jest bardzo mgliste.

M.S.: Jeszcze do niedawna słowem start-up określano tylko i wyłącznie przedsięwzięcia związane z nowymi technologiami. To się zmieniło. Start-up może równie dobrze oferować szycie ubrań. Ważne jednak, aby były przygotowywane w nowy sposób czy z nowych, niebanalnych tkanin (na przykład tworzonych z mleka). W Polsce przyjmuje się, że start-up to firma lub tymczasowa organizacja, której celem jest poszukiwanie modelu biznesowego gwarantującego jej rozwój. A prościej – start-up zrzesza ludzi, którzy – choć może zabrzmi to patetycznie – pracują nad nowymi możliwościami rozwiązania ludzkich problemów. 

M.Si.: A czy to nie jest tak, że każdy biznes w gruncie rzeczy polega na rozwiązywaniu czyichś problemów? Zaspokajaniem potrzeb innych?

M.S.: Dla start-upów można wskazać jeszcze kilka innych charakterystycznych elementów. Niskie koszty rozpoczęcia działalności, wyższe, niż w przypadku standardowych przedsięwzięć ryzyko, ale też większe szanse na konkretny zwrot z inwestycji… To wszystko razem umożliwia myślenie o sobie w kategoriach „mam start-up”. I jeszcze jedno. Określeniem start-up posługujemy się do momentu znalezienia dobrego sposobu na zarabianie większych pieniędzy. Gdy pożądane środki zaczynają się pojawiać, modny termin trzeba odłożyć do lamusa. Aczkolwiek precyzyjne wskazanie chwili, w której przestajemy działać jako start-up bywa trudne. 

Monika SynoradzkaNa zdjęciu Monika Synoradzka

M.Si.: No właśnie, a może to tylko taka moda, żeby określać swój biznes mianem start-upu? Bo to brzmi jakoś dumniej, lepiej, niż na przykład hasło: przedsiębiorstwo?

M.S.: Nie można ukrywać, że w Polsce panuje obecnie moda na start-upy i to jest świetne. Zagraniczne akceleratory, fundusze czy organizacje zrzeszające „aniołów biznesu” dostrzegają ten nasz lokalny boom. To są ludzie, którzy umożliwiają start-upom rozpoczęcie kariery. No i zaczynamy odnosić pierwsze sukcesy. Trochę szkoda, że tak zwane tradycyjne firmy traktują start-upy niczym zabawę studentów w bluzach i klapkach Kubota. Błąd. Branża start-upowa to poważny biznes. Ale masz też rację, że pojęcie start-upu bywa nadużywane. Zawsze unosi mi się brew, gdy słyszę, że software house, czyli po polsku firma produkująca oprogramowanie, to start-up. 

M.Si.: No to do rzeczy. Mam pomysł na start-up. Wiem, jak z jego pomocą rozwiązywać ludzkie problemy. Co dalej?

M.S.: Najpierw idziesz spać. Nie ma co się śmiać – serio – idziesz spać. Jeśli budzisz się rano i znów „mielisz” w głowie pomysł, doradzam ponowne udanie się na spoczynek. Sen jest dobry na chwilowe fanaberie. Dopiero po kilku dniach życia z taką natrętną myślą w głowie powinnaś rozpocząć drążenie tematu. Pomyśl nie tylko o rozwiązaniu, ale przede wszystkim o strukturze problemu, który chcesz rozwikłać. Rozmawiaj z ludźmi, sprawdzaj, czy dobrze zidentyfikowałaś dylemat, bo może on nie istnieje? A jeżeli istnieje, to należy sprawdzić, czy ktoś na świecie nie wpadł na podobny pomysł, ponieważ to twoja konkurencja. Warto przekonać się, czy dany problem jest dla ludzi na tyle istotny, aby zechcieli zapłacić za jego rozwiązanie. 

M.Si.: A co z finansami? Skąd wziąć środki na realizację biznesowych fantazji?

M.S.: Znakomicie, jeśli w rozwój start-upu zaangażujemy własne zasoby, co w praktyce oznacza rozbicie świnki skarbonki – niekiedy nie tylko swojej. Warto być twardym i nie podążać na skróty. Dlaczego? Bo gdy w końcu udasz się do jakiegokolwiek funduszu, będziesz silniejszą stroną w rozmowie. Nie tylko osobą, która posiada pomysł ujęty w kilka slajdów, ale kimś, kto uparł się na tyle mocno, że włożył konkretne pieniądze w zbudowanie prototypu, który można pokazać pierwszym użytkownikom, weryfikując pierwotne założenia. To działa na plus.

M.Si.: Jaką trzeba być osobą, żeby udźwignąć start-up? Bo to wszystko brzmi coraz bardziej skomplikowanie…

M.S.: Na początku warto wyjrzeć poza czubek własnego nosa oraz pomyśleć globalnie. Ale ważne są również naturalne cechy osobowości, które się ma, albo nie. Trzeba być trochę upartym, a na pewno odpornym na porażki, z każdego niepowodzenia powinno się wyciągnąć jakąś lekcję. Bardzo ważna jest otwartość na sugestie i zmiany. Ale istnieje też druga strona medalu. Trzeba być niepodatnym na całkiem spore grono „proroków”, którzy przeczytali kilka książek czy opisów start-upów na BetaList i teraz chcą doradzać innym, w jaki sposób tworzyć biznes. Wydaje mi się, że za moment pojawi się u nas wiele osób, które wzięły udział w wydarzeniach start-upowych w USA i zechcą doradzać Polakom, w jaki sposób można zdobywać rynek amerykański. I jeszcze jedno. Jeżeli zaraz po doznaniu objawienia, jaki świetny start-up można by zbudować, kulisz się w sobie ze strachu, żeby tylko czasem ktoś nie ukradł twojego pomysłu, lepiej wróć na kanapę i czekaj na niej na koniec świata.

M.Si.: Jak wygląda praca w start-upach? Już wiemy, że nie można leżeć na kanapie… 

M.S.: Trochę można poleżeć (śmiech). Nie znam żadnej osoby, która odniosła sukces, pracując mniej niż kilkanaście godzin na dobę. Rozwijanie swojej firmy wiąże się zawsze z ciężką pracą, której efekty można zobaczyć dopiero po kilku latach. Prawda jest taka, że wielu twórców start-upów nigdy nie zobaczy rezultatów swojej pracy. Potrafią snuć wizje, są mistrzami PowerPointa, ale nie potrafią realizować założonych celów. Mają kłopot z egzekucją biznesowych założeń. A bez tego nie można mówić o sukcesie.

Start up

M.Si.: Jak wygląda polska scena start-upowa? Jesteśmy drugą (albo chociaż piątą) Doliną Krzemową?

M.S.: Znowu ta „Dolina Krzemowa”... To jakaś plaga… Wszędzie widzę hasła z serii „miasto x, y, z – polską Doliną Krzemową”. Fakt, amerykańska Silicon Valley to trochę raj na ziemi dla start-upowców, ale rzeczywistość różni się od wyobrażeń. W Dolinie Krzemowej konkurencja jest niesamowita, a tempo działań duże. Polska znajduje się na innym etapie rozwoju. Może nie jest to początek, ale u nas wszystko działa trochę inaczej. Inna mentalność, inna historia. Na pewno mamy coraz większy potencjał, coraz lepsze projekty, nabieramy globalnej perspektywy. 

M.Si.: Polskie start-upy mają szansę, żeby wygrywać z zagranicą? 

M.S.: Mają. Raczej nie wygrają świeżością spojrzenia i unikatowymi pomysłami, bo o to w dzisiejszych czasach trudno. Ale mogą zwyciężyć wytrwałością w dążeniu do tego, co sobie postanowią, sięganiu po więcej i wyciąganiem lekcji z porażek. Polacy są w tym dobrzy!

Zobacz także

Ludzie / #Wywiad

classic-jpg-12024

Inspiracje są wszędzie. Wystarczy czasami przymrużyć oczy…

Jagoda Matuła-Krawczyk z Matuszka Tattoo opowiada o swojej pasji i kolorach, które w jej pracach są szczególnie ważne!

Ludzie / #Artykuł

classic-jpg-11984

„Po pierwsze powoli” – na zajęciach metodą Feldenkraisa

Czym jest technika Feldenkraisa? Jak może pomoc w odzyskaniu równowagi?

Ludzie / #Wywiad

classic-jpg-11839

Konique – marka dla koniarzy

Konique to młoda polska marka produkująca unikalne produkty dla koniarzy! To magiczne produkty rzemieślnicze dla miłośników zwierząt.