
Juicero – wyborna wyciskarka czy wyborny żart?
Kosztuje 400 dolarów i… nie robi nic, czego nie moglibyśmy zrobić własnymi rękami.
Nie jest to żadną tajemnicą. Ekologiczna żywność kosztuje więcej, a eko-sprzęt czasem wręcz fortunę. Z jednej strony trudno się kłócić – na ochronie naszego środowiska nie powinniśmy zbytnio oszczędzać. Trzeba jednak znać umiar.
O co chodzi? O „inteligentną wyciskarkę do soków” Juicero. Kosztuje ona 400 dolarów i potrafi dać nam świeży sok. Gdzie rewolucja? Otóż nie musimy kroić świeżych owoców i wrzucać ich do wyciśnięcia. Zamiast tego wyciskany jest sok z pulpy. Przy czym nie byle jakiej, lecz dostarczanej przez producenta w woreczkach od 5 do 8 dolarów za sztukę. Media zaczynają pisać o rewolucji w branży AGD, gwiazdy chwalą się, że mają już Juicero w domu, ogólnie jest głośno. Rzecz jednak w tym, że musimy sobie coś jasno i wyraźnie powiedzieć: nie potrzebujesz Juicero, by wycisnąć sok z woreczka.
Juicero
Ekip Bloomberga przeprowadziła test i udowodniła, że wyciskanie soku z woreczka z pulpą rękami daje praktycznie takie same rezultaty, jak wówczas, gdy wykorzysta się do tego maszynę Juicero. Pojawiła się więc fala oburzenia, ale producent wyciskarki wydał piekielnie długie oświadczenie (pełne marketingowej papki), które można by streścić w następujący sposób: może i wyciskarka nie jest wydajniejsza, ale za to nie robi bałaganu, a poza tym jest dużo wygodniejsza. Tak, to bez wątpienia warte jest wydania grubo ponad półtora tysiąca (przeliczając na złotówki).
Jeśli jednak ktoś jest niezadowolony, to może zwrócić towar i otrzyma wydane pieniądze z powrotem. Nie otrzymają ich za to inwestorzy, którzy – jak gdyby poziom absurdu nie był jeszcze wystarczająco wysoki – na rzecz rozwoju tego sprzętu przekazali firmie łącznie… 120 milionów dolarów. I tylko trudno znaleźć słowa, którymi można by to sensownie podsumować. Bo też czego jak czego, ale trudno dopatrzeć się tu choćby odrobiny sensu.
Źródło: NYMag, Bloomberg. Foto: Juicero