/hamag/assets/thesims4-big-jpg-1255.jpeg

Simsy nasze codzienne

Co nas kręci w The Sims?

Data publikacji: 19.01.2016

Pierwsze trzy części gry sprzedały się w ponad 175 mln kopii. Czwarta odsłona w zaledwie 4 dni osiągnęła imponujący wynik 400 tysięcy kupionych egzemplarzy. W dodatku w lutym tego roku seria kończy słodkie 16 urodziny. Mowa o The Sims. I chociaż liczby te robią wrażenie, a w sklepach wciąż pojawiają się nowe dodatki do gry, to wielu graczy chętniej skorzysta z Internet Explorera, niż przyzna się, że lubi Simy. Bo w świecie graczy, The Sims to synonim obciachu. Hipokryzja? Owszem.

Chyba nie ma nikogo, kto nie kojarzy The Sims. Większość z nas przynajmniej raz próbowała stworzyć w grze wirtualną siedzibę budowaną za cenne simoleony. Dla porządku wypada mi jednak krótko podsumować serię. Jej pomysłodawcą jest Will Wright, znany z tworzenia niebanalnych symulatorów takich jak SimCity (symulator miasta) czy Spore (symulator ewolucji). Pomysł na The Sims przyszedł mu do głowy kiedy... stracił dom w pożarze. Mimo, że samo przeżycie było traumatyczne, Wright szybko odkrył, że utrata niemal całego dobytku, nie dotknęła go tak mocno jak oczekiwał.

To skłoniło go do refleksji nad konsumpcjonizmem oraz ludzkimi potrzebami. Wystarczyło dołożyć fascynację architekturą i pierwsze wizje The Sims już układały się w jego głowie. Pierwotnie Simy miały być czymś na wzór narzędzia architekta, jednak wraz z rozwojem koncepcji, zmieniły się w znany dziś symulator życia. Pierwsza część gry sprzedała się w rekordowym, jak na tamte czasy nakładzie 16 mln kopii. Sam Wright zakładał, że milion byłby ogromnym sukcesem. Jest to o tyle ciekawe, że pierwsze The Sims w zasadzie nie posiadało fabuły i najłatwiej je określić jako rozbudowane jajko tamagotchi.

The SimsPierwsze Simy robiły wrażenie możliwością edycji postaci. Dziś to norma.

Teoretyczne całość polegała na przeprowadzeniu naszych wirtualnych podopiecznych przez życie tak, by gromadzili coraz kosztowniejsze przedmioty. Było to mozolne – zaczynaliśmy na śmiesznie niskiej pensji, a większość czasu marnowaliśmy na pracę, jedzenie, sprzątanie i sen. W dodatku kiedy rodzina się rozrastała i na to często nie starczało czasu, a simy zasypiały na stojąco podczas przechodzenia z przedpokoju do sypialni. Ot, życie. Co ciekawego może być w takiej grze? Oczywiście inwencja graczy. Ci szybko odkryli, że najwięcej frajdy sprawia gra poza utartymi ścieżkami. Po co grać uczciwie, skoro w The Sims nie obowiązują żadne reguły? Wanna na środku salonu? To świetny sposób na oszczędność miejsca. Żona przyłapała cię na zdradzie? Wystarczy tylko wczytać poprzedni wpis...  lub zamurować drugą połówkę w pokoju bez drzwi i wymienić ją na nowszy model. Jeszcze łatwiejsze jest wpuszczenie jej do basenu i zabranie drabinek. Oczywiście, wybudowanie basenu kosztuje, ale to nie problem. W końcu najbardziej zagorzali fani serii, obudzeni  w środku nocy są w stanie wyrecytować kod na dodatkowe simoleony. W The Sims możemy to wszystko, co jest nieosiągalne w prawdziwym świecie. Po co się więc ograniczać?

The SimsPotrzeby Simów na początku nie były skomplikowane.

Nie raz słyszałam, jak ktoś przyznaje się do takiego scenariusza gry: wpisanie kodów na dodatkową gotówkę, wielogodzinne budowanie idealnego domu, który zawstydziłby projektantów Ikei,  a potem kierowanie wirtualnym życiem simów niczym najbardziej wymyślni scenarzyści brazylijskich seriali. Przyznaje się bez bicia – sama spędziłam nad serią więcej czasu niż przy większości tytułów. Trudno mi w zasadzie wyjaśnić, co zadecydowało o sukcesie pierwszych The Sims – element budowania jest naprawdę przyjemny, ale jak dla mnie, samo zajmowanie się simami szybko robi się monotonne. Sytuację ratuje wyobraźnia twórców. Z niekłamaną przyjemnością czekałam na wydarzenia losowe, które potrafiły znacząco przedłużyć rozgrywkę. Perełkami były natomiast zakręcone opisy przedmiotów – czytanie ich było jednym z moich ulubionych zajęć w grze – niestety w najnowszej, czwartej już odsłonie serii, zabrakło ich. A szkoda – początkujący copywriterzy wiele by się mogli z nich nauczyć.
Nie znaczy to, że kolejne części mnie rozczarowały. Już w drugiej odsłonie serii, izometryczny widok z góry zastąpiony został przez 3D, a wraz z tym poprawiły się: mimika simów oraz zaawansowanie  interakcji. Do początkowo ubogiego wachlarza emocji, dołączyła zazdrość czy zakłopotanie. Każda kolejna część dodawała coś, co pozwalało jeszcze bardziej wciągnąć się w świat gry. Trzecia część pozwoliła nie tylko na tworzenie zróżnicowanych osobowości z drobnymi dziwactwami i indywidualnymi predyspozycjami,  ale też zasadniczo rozwiązała problem z brakiem fabuły. Wszystko dzięki rozbudowanemu rozwojowi postaci, a także namiastkom misji, wprowadzonych dzięki dodatkom, takich jak Wymarzone Podróże, gdzie niczym Indiana Jones można było eksplorować starożytne ruiny i badać tajemnice zapomnianych grobowców. Kolejne dodatki wprowadzały w rozgrywkę zwierzaki, pory worku, a nawet  istoty ze świata fantazji, takie jak wilkołaki czy wampiry. Dzięki temu świat simów zapełnił się tajemnicami i ciekawostkami, których odkrywanie sprawiało o wiele więcej frajdy niż prosta rozgrywka znana z pierwszej odsłony. Czwarta część to dumny spadkobierca serii. Poprawiono model tworzenia simów, a także ich system aspiracji życiowych. Pojawiły się już także dwa dodatki: Witaj w pracy oraz Spotkajmy się. Jestem pewna, że niedługo powstaną kolejne, a seria ma przed sobą jeszcze długą karierę.

The SimsDziś w Simach edycja postaci może zająć sporo czasu.

Skoro wszystko wydaje się być w porządku, skąd moja teoria, że większość graczy za nic nie przyzna się do grania w The Sims? Po pierwsze: brak fabuły implikuje, że gra w The Sims nie ma większego celu. Nie gramy, by odkryć wciągającą historię lub ze względu na świetnie zarysowane postaci. To zupełne inny typ rozgrywki i The Sims po prostu angażują tak jak Mass Effect, Shadow of The Colossus czy Najdłuższa Podróż. Te gry to majstersztyk scenarzysty. W simach możesz nauczyć się piec anielski tort lub uprawiać bazylię. Po drugie target: The Sims na pierwszy rzut oka wydaje się być grą raczej dla młodszej siostry lub znudzonej gospodyni domowej. Trudno wyobrazić sobie zatwardziałego fana Diablo, który z zacięciem projektuje ogródek warzywny dla swojej simki lub z niecierpliwością oczekuje kolejnego dodatku. W rzeczywistości Simy są tak elastyczne, że dostosowują się do różnych graczy, ale stereotyp typowego simomaniaka jest dosyć silny. „Prawdziwi gracze” mają na półkach Fallouta i Skyrim, a nie ludziki od Willa Wrigha. To oczywiście przemyślana strategia wydawcy, EA Games. 65% nabywców The Sims to kobiety i odbieram wrażenie, że gra celowo jest infantylizowana.  I ostatni, ale największy zarzut: EA po prostu nie szanuje swoich fanów. Ciągłe tworzenie kolejnych dodatków z elementami, które powinny za darmo znaleźć się w podstawowej wersji gry, w każdej kolejnej odsłonie serii zakrawa na absurd. Twórcy są coraz bardziej pazerni: za coraz większe pieniądze, dają swoim fanom coraz mniej. To irytuje – nawet największy fan w końcu zmęczy się takim traktowaniem. Podczas gdy inne gry co jakiś czas robią miłą niespodziankę swoim fanom w postaci darmowych DLC (Wiedźmin 3) lub chociażby specjalnych kodów na unikalną broń (Borderlands), EA wymyśla sposoby, by jak najmniejszym kosztem wyciągnąć od swoich fanów pieniądze. Tak się po prostu nie robi. Oczywiście twórcom należy się wynagrodzenie za dobrze wykonaną robotę, ale liczenie parędziesiąt złotych za kilka nowych fryzur i mebli to przesada. Nic dziwnego, że sporo fanów stawia na darmowe mody tworzone przez graczy, które jednak często sprawiają problemy techniczne. EA nie ułatwia rozszerzania świata swojej gry. To błąd.

The SimsInterakcje między simami są bardzo rozbudowane. To główna zaleta 4 części.

Z drugiej strony o sukcesie mechanizmów rządzących Simami może świadczyć lista gier, która od nich „ściąga”. A ta jest dłuższa z roku na rok: Assassin's’ Creed, Star Wars The Old Republic, GTA, etc. Przykładem niech będzie The Elder Scrolls: Skyrim. Gra już kultowa, słynąca z ogromnego świata potrafiącego wciągnąć gracza na dziesiątki godzin swobodnej i otwartej rozgrywki. Możliwości tworzenia postaci nie ustępują tym z The Sims – ale to już dawno stało się normą. Natomiast dodatki w stylu Heartfire z 2012 r., która pozwoliła graczom na... adopcję dzieci oraz zbudowanie własnego domu, to typ rozgrywki żywcem skopiowany z Simów. Nie byłoby w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że świat Skyrim to kraina wzorowana na wikingach i nordyckich wierzeniach. W efekcie otrzymujemy szorstki, pełen przemocy świat, w którym nasza zręczność władania mieczem jest równie ważna jak wystrój naszego pokoju gościnnego. Podobnie jest w najnowszym Fallout 4, gdzie gracze mierzący się z trudami postapokaliptycznego świata po wybuchu wojny nuklearnej, mogą nie tylko zbudować własny dom, ale też ozdobić go „skarbami” z opustoszałego świata.

The Sims 4Urządzanie domu wciągnie nie tylko domorosłych architektów.

Prawda jest taka, że elementy simowe pojawiają się w większości najpopularniejszych gier. Jak już wspomniałam, to dzieło Wrighta wyznaczyło kierunek w jakim poszło tworzenie postaci. Dziś wybierzemy nie tylko płeć czy kolor włosów, ale także pobawimy się niuansami odcienia skóry, dodamy blizny czy ustalimy styl ubioru. Wielu wojowników ze Skyrim z chęcią wracało do domu z pola bitwy, by podziwiać swoją kolekcję magicznych mieczy półtoraręcznych w piwnicy lub by zjeść z żoną domową zupę. Po prostu każdy z graczy ma w sobie coś z simofana... Ja się do tego przyznaję, jak nastolatka, która narzeka na ciężką kuchnię babci, ale od czasu do czasu z przyjemnością zamieni sushi na babcine kotlety na smalcu. Gdyby kotlety robiła EA, w cenę nie byłaby wliczona panierka, sól, pieprz, ani nawet nóż i widelec.

The Sims 4 - cena

Zobacz także

Rozrywka / #News

h-frame-icon-jpg-13129

Mona Lisa w Twoim salonie

Czy wiesz, że w Twoim salonie może zawisnąć Mona Lisa? Najwybitniejsze arcydzieła ze zbiorów Luwru – w tym właśnie najsłynniejszy z obrazów Leonarda da Vinci – dołączyły do kolekcj i sztuki Art Store dostępnej dla posiadaczy telewizorów Samsung The Frame.

Rozrywka / #News

h-frame-box-jpg-13013

Czas pożenić sztukę i technologię

Dzisiaj 15 stycznia 2021 roku. Zapamiętaj tę datę, bo to dzień na swój sposób historyczny. Dzisiaj pożenione zostają technologia i sztuka, a tymi, którzy to połączenie przypieczętują, są Samsung, Dom Aukcyjny Art in House i Wojciech Brewka.

Rozrywka / #News

h-freshface-box-jpg-13009

Zielono mi! Sprawdź nowy filtr na insta

Kojarzysz obrazy Giuseppe Arcimboldo? To te, na których twarze są utworzone z owoców i warzyw. Inspirując się jego twórczością, Samsung stworzył ciekawy filtr – #FreshFace – dzięki któremu odświeżysz swoje zdjęcia na Instagramie w podobny sposób!