/hamag/assets/tell-big-jpg-1160.jpeg

Seriale w cyberprzestrzeni

Czy to gra? Czy to serial? To Telltale Games!

Data publikacji: 08.01.2016

Mam taką przypadłość, że kiedy coś robię, angażuję się na 100%. Gdy czytam książkę, to nic nie jest mnie w stanie od niej oderwać, więc notorycznie zapominam wysiąść na swoim przystanku. Jeśli uprę się na jakąś grę, w nocy śnią mi się questy i misje. Podczas oglądania serialu, przebieg zdarzeń przeżywam nie mniej niż Włosi mecz piłki nożnej. Krzyczę, komentuję, doradzam. Niestety, postaci na ekranie wciąż nie słuchają moich rad. A gdyby tak można było tak pokierować fabułą, by bohaterowie robili to, co chcemy? Telltale Games stwierdziło, że to świetny pomysł.

Gra jak serial

Telltale Games to niezależny wydawca, który znany jest z tzw. episode games, czyli gier opartych o schematy znane nam z amerykańskich seriali. Podobnie jak one, gry Telltale Games, wydawane są w sezonach podzielonych na kilka odcinków, zazwyczaj 5-6, a każdy z nich to ok. 2-3 godziny rozgrywki. Odcinki pojawiają się w 2-3 miesięcznych odstępach, co trochę psuje dynamikę, jeśli gramy na bieżąco. Ten sposób udostępniania zawartości jest o tyle interesujący, że można zamówić cały sezon gry, jak i pojedyncze odcinki. Jeśli jesteście ciekawi danej pozycji, możecie mniejszym kosztem wypróbować pierwszy odcinek, a jeśli fabuła was porwie, po prostu dokupić resztę. Szczególnie, że zdarzają się promocje i część pierwszych epizodów bywa dostępna w sieci za darmo. Ale forma serialu to tylko dodatek. Sedno episode games oddaje informacja, która pojawia się na początku każdej gry od Telltale Games: This game series adapts to the choices you make. The story is tailored by how you play. Co to oznacza? W skrócie: jeszcze bardziej wciągającą rozgrywkę. Gra bowiem przystosowuje się do naszych decyzji i pod ich wpływem ulega zmianom. W końcu mogłam zdecydować, co bohater mówi, robi, a nawet która z postaci ginie. Wybór często jest niełatwy, a w dodatku ograniczony czasowo, co podkręca emocje towarzyszące decyzjom. Telltale daje szeroki wybór, w tym także wiele tytułów znanych z kina, m.in. Powrót do przyszłości, Walking Dead, Park Jurajski, Tales from the Borderlands, Gra o Tron, a nawet Minecrafta.

Gra o TronGra o Tron – Szarobury brąz to główny kolor w grze.

Sympatyczne zombie

Miałam okazję poznać bliżej trzy z nich: Walking Dead, Tales from the Borderlands oraz Grę o Tron i chociaż nie obyło się bez wpadek, to muszę przyznać: trudno skończyć przygodę na pierwszym przejściu. W tej chwili gram w nie już drugi raz, tylko po to, by przekonać się, co się stanie, kiedy podejmę inne decyzje. Moją pierwszą episode game było The Walking Dead i to od niej zacznę. Telewizyjna wersja serialu zdobyła wiele nagród, w tym Złoty Glob dla najlepszego serialu dramatycznego czy nagrodę dla najlepszego programu telewizyjnego od Amerykańskiego Instytutu Filmowego. Najnowszy, 6 sezon, oglądało średnio ponad 13 mln. widzów. Co prawda wersja grywalna opowiada zupełnie inną historię niż serial, ale fabularnie utrzymana jest w podobnym stylu, a niektóre postacie dalszoplanowe z serialu pojawiają się epizodycznie również i w grze. Grafika jest nietypowa jak na grę o zombiakach. Podczas gdy np. polski Dying Light potrafił doprowadzić mnie do sytuacji przedzawałowej, TWD dzięki komiksowej grafice jest przyjaźniejsze. Nie znaczy to, że jest bajkowe: po prostu, podobnie jak serial, skupione jest nie na walce z hordami zombie, a bardziej na dynamice grupy, która została postawiona w ekstremalnej sytuacji. A ta jest niezwykle delikatna: wystarczy niewinne kłamstwo lub nieszczęśliwy dobór słów, by narazić życie wielu osób.

The Walking DeadThe Walking Dead – decyzje w grze trzeba podejmować szybko – są ograniczone czasowo.

Króluje fabuła

W grze wcielamy się w postać Lee. Epidemia zombie uderza akurat, kiedy jest w drodze do więzienia, tuż po wyroku za morderstwo. Nie jest to jednak typowy zabijaka. To nauczyciel historii, który działał w afekcie. Lee nigdy nie dociera do więzienia – dochodzi do wypadku, w wyniku którego ginie policjant, a nasz bohater zostaje ciężko ranny. Zaatakowany przez zombie szuka pomocy na opuszczonym osiedlu, gdzie poznaje Clementine, 9-letnią dziewczynkę, która w wyniku epidemii została całkiem sama. Od tej chwili Lee robi wszystko, by ochronić Clemetine i znaleźć dla niej oraz dla innych napotkanych osób bezpieczne miejsce. Fabuła jest bardzo wciągająca, nie brakuje niespodziewanych zwrotów akcji, których nie powstydziłby się sam George Martin. Elementy walki i chwile względnego spokoju są dobrze zrównoważone, chociaż grze stanowczo bliżej do przygodówki niż FPS-a (czyli. Tzw. First Person Shootera, zwanego potocznie strzelanką). Fani survivalu nie zaznają w TWD typowej strzelaniny. Sama walka jest prowadzona na zasadzie tzw. quick time events, tzn. szybkiego naciskania sekwencji losowych przycisków wyświetlanych na ekranie monitora – rozwiązanie typowo konsolowe, ale przy tej grze się sprawdza. Gra składa się z 5 odcinków, ale po jej zakończeniu mamy dostęp do dodatkowej zawartości The Walking Dead: 400 dni. To historie kolejnych pięciu postaci nie związanych bezpośrednio z historią Lee i Clementine. Te odcinki są dużo krótsze, bo ok. 20 minutowe, ale pozwalają jeszcze bardziej wciągnąć się w zawiesisty klimat TWD. Nic dziwnego, że większość ocen gry wahała się pomiędzy 8, a 9,5 na 10. Sama skłonna jestem dać jej zasłużoną 9. W tej chwili można grać już w drugi sezon, zaś w lutym 2016 ukaże się The Walking Dead: Michonne, której akcja dzieje się pomiędzy sezonem pierwszym i drugim, a dotyczy postaci tytułowej Michonne. Data trzeciego sezonu jest jeszcze nieustalona, ale Telltale Games planuje jego wydanie. Nie ukrywam, że czekam na niego z niecierpliwością.

BorderlandsBohaterowie Borderlands jak każdy, marzą o bogactwie.

Rewolwery i cyborgi

Po świetnym, aczkolwiek raczej depresyjnym TWD, sięgnęłam po tytuł z drugiej strony skali: Tales from Borderlands. Jeśli lubisz czarny humor, a ironia jest kluczem do twojego serca, nie możesz nie pokochać tej gry. Podobnie jak w przypadku TWD, świat Borderlands nie jest dziełem Telltale Games. Stworzyło go studio 2K Games jako typowego FPS z hordami przeciwników do odstrzelenia. Serię Borderlands fani cenią za świetne poczucie humoru, doskonałą ścieżkę dźwiękową i festiwal osobowości. Borderlands zdecydowanie znajduje się na moim osobistym podium ulubionych gier, nic więc dziwnego, że zainteresowałam się, co Telltale Games może wnieść do Borderlands. Akcja rozgrywa się na Pandorze, planecie pełnej sprzeczności i niebezpieczeństw, gdzie normalni obywatele stanowią znaczącą mniejszość. Przedmieściami rządzą gangi i psychopaci, a nad wszystkim pieczę trzyma Hyperion, gigantyczna korporacja produkująca broń. Brzmi to dosyć ponuro, jednak całość okraszona jest sporą dawką humoru i groteski, a efektem jest naprawdę lekkostrawna rozrywka. W grze wcielamy się na zmianę w dwie postaci: Rhysa, typowe zwierzę korporacyjne oraz Fionę, która żyje z drobnych przekrętów. Dziwnym splotem wydarzeń, ta zupełnie różniąca się od siebie dwójka, zaczyna współpracę. Razem chcą  odnaleźć projekt Gortys, stworzony przez nieistniejącą już korporację Atlas, która rządziła Pandorą przed Hyperionem. Gortys ma zaprowadzić ich do skarbu ukrytego w tzw. Krypcie. Krypty są rozsiane po całej Pandorze i strzeżone przez mityczne potwory, ale skarby w nich ukryte, wynagradzają wszelkie trudy. Rhys i FIona napotykają po drodze postacie znane miłośnikom serii z poprzednich części, co dla fana stanowi dodatkowy walor. Rozgrywka jest dość dynamiczna, dzięki zmianom postaci i dodatkowym umiejętnościom, które mają: Rhys ma bioniczne oko, które niczym Google glasses dostarcza mu dodatkowych informacji o wszystkim co widzi. Fiona z kolei ma smykałkę do zdobywania pieniędzy oraz minirewolwer ukryty w rękawie. Fajnym zabiegiem jest to, że wygląd ekranu zmienia się w zależności od tego kim gramy: menu Rhysa utrzymane jest w futurystycznym stylu, natomiast Fiona reprezentuje bardziej kowbojski klimat. I chociaż rozgrywka jest niemal identyczna jak w TWD, czasami miałam wrażenie, że przydałoby się jej trochę więcej wspomnianych już quick time events oraz większej swobody poruszania się po świecie. Nie jestem też do końca przekonana czy przypadnie do gustu osobom, które nie miały kontaktu z innymi tytułami serii. Może przygodę z Borderlands lepiej jednak zacząć serią od 2K games: Borderlands lub Borderlands 2 i dopiero przejść do propozycji Telltale Games. Mimo to daję grze 8, a jeśli jesteś fanem serii dodaj do tej oceny jeszcze połówkę.

Nie wszystko złoto…

Na koniec zostawiłam Grę o Tron. Jestem wielką fanką zarówno książek, jak i serialu, miałam więc nadzieję, że wersja na episode games będzie równie ciekawa. Niestety już po pierwszym odcinku straciłam motywację. Możliwe, że kolejne odcinki są bardziej dopracowane, jednak nie wiem, czy kiedyś będę chciała to sprawdzić. Pierwsze co uderza w Grze o Tron, to brak dbałości o szczegóły. Grafika jest zwyczajnie niechlujna, choć starano się to ukryć pod efektem pędzla malarskiego, rezultaty są jednak nieciekawe. Tekstury, kadry, świat – to wszystko wizualnie kuleje i wyraźnie odstaje od The Walking Dead i Tales from Borderlands. Widać, że Telltale Games spieszyło się z wydaniem tytułu lub nie miało pomysłu na przeniesienie Westeros na wersję cyfrową. Oczywiście grafika to nie wszystko, liczy się także fabuła, a z nią jest stanowczo lepiej. Poznajemy historię kilku różnych bohaterów (podobnie jak w książkach i serialu telewizyjnym) których łączy ród Forresterów. Jest to niewielka rodzina, która podczas wojny stanęła po stronie Starków. (uwaga spoiler!) Fabularnie wydarzenia osadzone są tuż po Krwawych Godach, kiedy ginie Robb Stark, a do rządów na północy dochodzą Boltonowie. (koniec spoilera) Głowa rodu Forresterów ginie, a cała rodzina popada w niełaskę – jej członkowie szukają sposobu, by zapewnić sobie i swoim bliskim bezpieczeństwo. Rozgrywka jest przyjemna, dynamiczna, jednak nie wciąga – zwyczajnie brakuje jej klimatu innych tytułów Telltale Games. Szkoda, szczególnie, że świat z Pieśni Lodu i Ognia jest bardzo bogaty i wydawać by się mogło, że mariaż z Telltale Games wyjdzie mu na dobre. Odradzam, chyba, że jesteś absolutnym fanem Gry o Tron, ale nawet wtedy przygotuj się na częste przymykanie oka na niedociągnięcia: 5/10.

Gra o TronW Grze o Tron nie warto przyzwyczajać się do postaci. Śmierć czyha na każdym kroku.

Grać? Grać!

Podsumowując: Telltale Games ma na swoim koncie kilka naprawdę niezłych tytułów i myślę, że warto zainteresować się episode games tego studia. Są one bardziej dynamiczne niż tradycyjne przygodówki typu point & click. Ich ogromną zaletą jest fakt, że można przechodzić je wiele razy: za każdym razem, kiedy podejmujemy inną decyzję, pojawiają nam się nowe możliwości i opcje fabularne. Dodatkowo, jeden odcinek można spokojnie przejść w jedno, maksymalnie dwa posiedzenia, co dla tych bardziej zabieganych z pewnością będzie zaletą. Co ciekawe, na koniec każdego odcinka wyświetla się podsumowanie z decyzjami innych graczy dotyczącymi kluczowych wyborów w grze. Oczywiście ta forma rozgrywki ma wady: dla niektórych na pewno będzie za mało dynamiczna. To nie Wiedźmin lub Assassin’s Creed z otwartym światem i całą gamą możliwości reakcji. Walki są uproszczone, a swoboda poruszania ograniczona. Czasem miałam też wrażenie, że moje decyzje mogłyby wywoływać większy efekt. Grając za drugim razem w ten sam epizod, starałam się dokonywać kompletnie innych wyborów. Bywało jednak tak, że nie miało to większego znaczenia i końcowy efekt był taki sam jak przy pierwszej grze. Psuło to trochę zabawę – wolałabym, aby dopracowano więcej różnych możliwości i ścieżek fabularnych. Liczę na to, że Telltale Games doszlifuje te kwestie w kolejnych swoich grach. Z ciekawostek dodam jeszcze, że gry Telltale Games możesz wypróbować także na telefonie: są dostępne zarówno na Androida, jak iOS. A warto – z pewnością znajdziesz wśród nich tytuł, który trafi w twoje gusta.

Zobacz także

Rozrywka / #News

h-frame-icon-jpg-13129

Mona Lisa w Twoim salonie

Czy wiesz, że w Twoim salonie może zawisnąć Mona Lisa? Najwybitniejsze arcydzieła ze zbiorów Luwru – w tym właśnie najsłynniejszy z obrazów Leonarda da Vinci – dołączyły do kolekcj i sztuki Art Store dostępnej dla posiadaczy telewizorów Samsung The Frame.

Rozrywka / #News

h-frame-box-jpg-13013

Czas pożenić sztukę i technologię

Dzisiaj 15 stycznia 2021 roku. Zapamiętaj tę datę, bo to dzień na swój sposób historyczny. Dzisiaj pożenione zostają technologia i sztuka, a tymi, którzy to połączenie przypieczętują, są Samsung, Dom Aukcyjny Art in House i Wojciech Brewka.

Rozrywka / #News

h-freshface-box-jpg-13009

Zielono mi! Sprawdź nowy filtr na insta

Kojarzysz obrazy Giuseppe Arcimboldo? To te, na których twarze są utworzone z owoców i warzyw. Inspirując się jego twórczością, Samsung stworzył ciekawy filtr – #FreshFace – dzięki któremu odświeżysz swoje zdjęcia na Instagramie w podobny sposób!