/hamag/assets/siek-big-jpg-1798.jpeg

Motywacja znaleziona w sieci

Do biegania niezbędne są odpowiednie buty i trochę chęci. Do tego klasycznego niezbędnika coraz częściej dochodzi smartfon.

Data publikacji: 01.04.2016

Z drugiej strony nie trzeba zaglądać do rocznika statystycznego, by zauważyć, że amatorskie bieganie cieszy się obecnie największą popularnością w historii. Przypadek?

Pustynia gdzieś w Ameryce. Rdzawe góry w tle, krajobraz przecięty na dwoje przez niekończącą się prostą asfaltu. W samym centrum tego obrazka biegnie gromadka ludzi. Podążają za swoim idolem – długowłosym brodaczem w czapce z daszkiem. Gdyby nie on, pewnie nigdy nie zaczęliby biec. Nie wiemy, czy to kultowa scena z Forresta Gumpa była inspiracją dla Marka Zuckerberga, który na początku tego roku za pośrednictwem Facebooka ogłaszał swoje postanowienie noworoczne. Odzew był spektakularny – ponad 110 tysięcy użytkowników serwisu dołączyło do wyzwania biegowego, w ramach którego założyciel Facebooka ma przebiec 365 mil do końca grudnia 2016 roku.

Do wykonania zadania ma zachęcać specjalna grupa – oczywiście z rzeczonego portalu – gdzie adepci biegania mogą dzielić się swoimi postępami, zbierając przy okazji setki lajków. Co by było, gdyby 110 tysięcy osób zdecydowało się pobiec za Forrestem Gumpem przez Stany Zjednoczone Ameryki Północnej? Nawet w największym na świecie nowojorskim maratonie w minionym roku wzięło udział o połowę mniej ludzi.

Mark Zuckerberg podczas biegu.

Zuckerberg nie musi zamartwiać się perspektywą sparaliżowania Doliny Krzemowej. Jego biegowi kompani będę zdobywać swoje 365 mil na parkowych ścieżkach i bieżniach rozsianych po całym świecie. Dzięki technologii każdy może mieć wirtualną ekipę do biegania. A także – bez oszałamiającej charyzmy czy nakładów promocyjnych – znaleźć swoich naśladowców. Wystarczą chęci i dostęp do Internetu.

Bieganie wirusowe

Wystarczy rutynowy wieczorny przegląd mediów społecznościowych, by dostrzec, że nie tylko Mark Zuckerberg chce być fit. Znajomy opublikował na Instagramie zdjęcie, jak na wzór Rocky’ego Balboa wbiega po schodach do parku. Chłopak koleżanki wyjeździł rowerem gigantyczne serce na mapie Poznania i opublikował zrzut ekranu z aplikacji GPS na jej facebookowym profilu – ot, nietuzinkowy załącznik do życzeń urodzinowych.

Na Twitterze roi się od meldunków o właśnie zakończonym biegu z Endomondo. Internauci dzielą się swoimi sportowymi poczynaniami na potęgę. To bywa denerwujące. – Takie posty mogą demotywować czytelników, wtedy gdy odbiorca informacji nie ma takiej wydolności jak autor postu. Choć bardzo się stara, nie jest w stanie osiągnąć tego samego wyniku i stąd frustracja – przyznaje Hanna Polecka, psycholożka specjalizująca się w tematyce związanej ze zdrowiem. Nie zawsze wysportowane chwalipięty narażają się na społeczny ostracyzm.

fot.: Nike

Edwin Zasada, autor blogu Zabij Grubasa, nie widzi nic zdrożnego w takim ekshibicjonizmie. Pod jego postami biegowymi nie brakuje wyrazów uznania. – Na pewno część osób stwierdzi, że nie ma nic gorszego niż setka biegaczy wśród znajomych, z których każdy publikuje statusy treningowe za pomocą jakiejś aplikacji. Jednak znajdzie się grupa, która nieśmiało przyzna, że determinacja i konsekwencja innych mobilizuje do działania – podkreśla bloger. Edwin jest osobą rozpoznawalną w internetowym świecie, a jego wyczyny są niezwykle imponujące.

Jednak, gdy na Facebooku znienacka „zaatakuje” nas zdjęcie kuzynki przy kości, która przejechała rowerem 16 km, albo status koleżanki programistki chwalącej się, że przebiegła 1024 metrów po lesie, okazuje się, że sport nie jest domeną odległych galaktyk. Wtedy uruchamia się mechanizm identyfikacji: „skoro oni mogą, to ja też!”. Tak jest w przypadku Błażeja, który rekreacyjnie jeździ „góralem” i biega. – Posty treningowe znajomych wielokrotnie skłaniały mnie do ruchu. Ten sam cel przyświeca mi, gdy sam publikuję wpisy motywacyjne. W dobie mediów społecznościowych bieganie jest jak wirus. Kiedyś o naszym hobby wiedziałby tylko krąg najbliższych osób. Teraz mamy szansę zarazić pasją przynajmniej część z kilkuset Facebookowych znajomych czy Twitterowych follołersów. 

Pot, łzy i aplikacje mobilne

Marzenia o sylwetce jak z żurnala lub kondycji pozwalającej na zrobienie sobie selfie na szczycie Kilimandżaro – ilu ludzi, tyle powodów, by ruszyć się z kanapy. Początek sportowej przygody wygląda zawsze podobnie – trzeba wstać, włożyć odpowiednie buty i pobiec. Nim poczujemy się jak bohaterowie Rydwanów Ognia i nasze „wewnętrzne radio” zagra nam Vangelisa, trzeba stoczyć wiele bitew.

fot.: Nike

Przedpole to potyczka z płucami i wrażenie, że to już koniec – nie tylko biegania, ale i życia. Zakwasy są raczej niegroźne – mogą stać się powodem do dumy. Do okiełznania wewnętrznego lenia, który lubi się czasami pojawiać, warto wezwać posiłki. Z odsieczą nadchodzą producenci aplikacji mobilnych. Endomondo, Runtastic czy Runkeeper – dla początkowego biegacza wybór między tymi rozwiązaniami to raczej kwestia estetyki. Wszystkie korzystają z geolokalizacji i mierzą parametry biegu, takie jak dystans, średnie tempo, czy spalanie kalorii.

Już samo uruchomienie aplikacji podczas treningu jest frajdą. – To motywuje do zabawy. Gdy dostajesz nową zabawkę, masz ochotę ją wypróbować – zauważa Błażej. – Potem chcesz sprawdzić kolejne funkcje. I tak to się kręci.

Magia kręcącego się licznika

Producenci aplikacji biegowych znają się na swojej robocie – z pewnością odrobili zadanie domowe z psychologii. Wiedzą, że początkujący amatorzy sportu mają problemy z osiąganiem celów. Maraton w perspektywie trzech miesięcy? Taki wynik może przytłoczyć.

Metoda małych kroczków sprawdza się najlepiej, a układanie planów biegowych czy stawianie sobie drobnych wyzwań, to możliwości, które oferują aplikacje. – Dalekosiężny plan powinien zawierać cel główny, na przykład przebiegnięcie maratonu, czy figura Kate Moss, ale także cele pośrednie, które się na niego składają – podkreśla Hanna Polecka. – Jedna krótka aktywność fizyczna w tygodniu na początek wystarczy. Gdy czuję, że nieźle mi idzie, dokładam kolejną. I tak dalej. To jest proces. Może bez spektakularnych zmian w krótkim czasie, ale są to transformacje stałe, które kształtują człowieka na nowo. Do tego dochodzi efekt uzależnienia od małych sukcesów.

Gdy po zakończonym treningu smartfon konstatuje, że mamy za sobą najszybszy lub najdłuższy bieg w naszej sportowej karierze, satysfakcja jest oszałamiająca. Rywalizacja z samym sobą potrafi uzależnić, a rozładowanie telefonu podczas biegu potrafi urosnąć do prawdziwego dramatu – tyle potu i nie zostanie żaden ślad?

Kości zostały rzucone

Dotknięcie przycisku „Zakończ trening” na ekranie smartfonu zaraz po dotarciu do celu to dopiero przedsmak zabawy. Super wyśrubowane średnie tempo, zasięg co się zowie tudzież niezwykle fikuśnie wyglądająca z lotu ptaka trasa biegu zasługują na rozgłos. A ich twórca – na pewną dozę splendoru.

Czy to Runkeeper, czy Runtastic, czy jakakolwiek inna aplikacja sportowa – wszystkie dyskretnie sugerują, aby świat dowiedział się o popełnionym wysiłku fizycznym. Zwolennicy tej funkcji podkreślają, że pozytywne komentarze i polubienia nakręcają ich do dalszych treningów.

fot.: Nike

W grupie A Year of Running naśladowcy Marka Zuckerberga nierzadko otrzymują lajka od samego Zucka. Co może dawać większego kopa do wyciskania z siebie siódmych potów? Trudno wycofać się z planu, o którym wiedzą miliony ludzi. 110 tysięcy biegaczy, którzy biegną wirtualnie za Zuckerbergiem nie przebaczyłoby mu nigdy, gdyby pewnego dnia – niczym Forrest Gump – ogłosił, jak gdyby nigdy nic, że się trochę zmęczył. Nie przejdą też tłumaczenia, że telefon mu się zawiesił na jednym czy drugim treningu. 31 grudnia 2016 roku świat chce zobaczyć zrzut ekranu z aplikacji biegowej Marka. I te 365 mil niech lepiej tam będzie.

Zobacz także

Trendy / #News

i-dz-icon-jpg-13185

Małe zmiany dla dużej różnicy

Już 22 kwietnia obchodzić będziemy Międzynarodowy Dzień Ziemi. Z tej okazji warto poszukać sposobów na to, by zadbać o naszą planetę.

Trendy / #News

ikea-wiosna-icon-jpg-13175

Wiosenny powiew świeżości w IKEA

Wraz z wiosną w sklepach IKEA pojawiają się nowości produktowe, pozwalające tchnąć nieco świeżości do naszych czterech ścian.

Trendy / #News

s-d-icon-jpg-13159

Sztuka w cyfrowej odsłonie

Sztuka i technologia coraz częściej się przecinają. Chociaż nie, to złe słowo – raczej się: uzupełniają. Najlepszym tego dowodem jest ogłoszona właśnie współpraca pomiędzy domem aukcyjnym DESA Unicum a firmą Samsung.