
Google Keep, czyli harmonia zakupów
Kobiety i mężczyźni to dwa zupełnie odmienne światy, które mimo różnic, przenikają się na co dzień z lepszym lub gorszym skutkiem, wzajemnie unikając kolizyjnego kursu.
PIOTR: Zakupy z moją ukochaną żoną zawsze kończyły się tak samo i to niezależnie od tego, czy była to zaplanowana wyprawa czy spontaniczna wizyta w sklepie po pracy. Po wszystkim wsiadaliśmy w milczeniu do auta przekonani o tym, że moja racja jest „najmojsza”. W głowach odbywała się niema dyskusja: „Ile razy można mijać ten sam regał i nic z niego nie włożyć do koszyka”. „Co on widzi w tym smartfonie, nawet nie spojrzał na to, co mu pokazuję”. Wiele zmieniło się, gdy oboje zaczęliśmy korzystać z aplikacji Google Keep.
ANGELIKA: Chyba nie wierzę w takie cudowne środki! Pewnie kolejne skomplikowane „narzędzie” do zainstalowania...
PIOTR: Na początku nie spodziewałem się, że aplikacja przypadnie żonie do gustu i niemal wyeliminuje kłótnie podczas zakupów. Fenomen Google Keep polega właśnie na prostocie i uniwersalności. Teraz z dumą patrzę, jak żona porusza się po sklepie i dokładnie wie, co chce kupić. Co pewien czas zerka na swojego smartfona i odhacza produkty z listy. Zakupy trwają na tyle krótko, że nie sposób się podczas nich nudzić i szukać zastępczych zajęć – zbawienne „kochanie możemy iść do kasy” pojawia się nadspodziewanie szybko.
ANGELIKA: Poczekaj, poczekaj… należą mi się słowa wyjaśnienia! Na czym to wszystko polega?
PIOTR: Keep to jedna z usług Google, która jest dostępna zarówno na komputerze jak i smartfonie oraz tablecie. Oznacza to, że niezależnie z którego urządzenia aktualnie korzystamy wprowadzone informacje są rozsyłane do pozostałych. Keep pełni rolę elektronicznego notatnika, w którym możemy swobodnie sporządzać zapiski lub listy, a także dodawać obrazki i wybierać kolor elektronicznej karteczki. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Przed zakupami żona tworzy listę zakupów na swoim laptopie, która automatycznie trafi a do jej telefonu. Do listy można przypisać konkretny sklep, dzięki czemu pojawi się ona na ekranie smartfona bezpośrednio po wejściu do wyznaczonego miejsca, bez potrzeby otwierania aplikacji. Wkładając produkt do koszyka żona odhacza konkretny element z listy, który zostaje przekreślony, a następnie trafi a na koniec spisu. Niby taka drobnostka, a zrewolucjonizowała nasze podejście do zakupów.
ANGELIKA: Brzmi dobrze i sensownie (śmiech). A wyobraźmy sobie, że wybierasz się na zakupy z wcześniej przygotowaną listą, którą masz już na smarfonie, przechadzasz się między półkami, a tu nie ma danego produktu. Czy twoja żona może na bieżąco ingerować w listę i na przykład zaproponować jakiś zamiennik, siedząc wygodnie w fotelu i czytając ulubiony magazyn?
PIOTR: Tak, jak zwykle Google pomyślał o wszystkim... (śmiech). Od pewnego czasu możliwe jest udostępnianie notatek znajomym. Czasem, jak wracam z pracy otrzymuję powiadomienie z notatką, którą sporządziła żona. Wchodzę do sklepu, pomykam z gracją między regałami, a tu nagle szok – nie ma proszku do prania i innych równie ważnych produktów z listy. W takiej sytuacji dzwonię do żony z prośbą o aktualizację spisu i zastąpienie brakujących elementów zamiennikami oraz w razie potrzeby dodanie zdjęcia produktu. W czasie rzeczywistym mam wgląd we wprowadzane przez żonę poprawki.
ANGELIKA: Czuję się nawet przekonana, choć nie uwierzę, zanim nie wybróbuję!
PIOTR: Odkąd korzystamy z Google Keep żona ma nade mną psychologiczną przewagę, w końcu nie mogę odmówić zakupów, skoro do ich przeprowadzenia wystarczy mobilna zabawka.