Inspiracje są wszędzie. Wystarczy czasami przymrużyć oczy…
Jagoda Matuła-Krawczyk z Matuszka Tattoo opowiada o swojej pasji i kolorach, które w jej pracach są szczególnie ważne!
Jagoda Matuła-Krawczyk, „Jagoda Inktica”– artystka tatuażu, mistrzyni koloru. Absolwentka edukacji artystycznej na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Ilustratorka. Założycielka studia Matuszka Tattoo, przy ulicy Smolnej 13B w Poznaniu.
Jagoda Matuła-Krawczyk, Matuszka Tattoo
Rozalia Wojkiewicz: Powiedziałaś: „Z tatuażami jest trochę jak ze znaczkami, jeżeli je zbierasz, chcesz mieć kolejne”. Opowiedz o tatuażach, które Cię zdobią. Jakie historie są w nich zapisane, rzec można „zarysowane” (śmiech)?
Jagoda Matuła-Krawczyk: Większość moich tatuaży nie ma historii. Obserwuję twórczość rozmaitych artystów i wybieram prace bliskie mi estetycznie i emocjonalnie. Wszystkie wzory, które znajdują miejsce na mojej skórze, są wyrazem artystycznym konkretnej osoby. Najbliższy memu sercu jest jednak akordeon, za którym jako jedynym kryje się znacząca historia. I chociaż nie ingerowałam w jego formę i ostateczny wygląd, to zawsze będzie mi przypominał mojego tatę. Dobrze mi z tym.
R.W.: Czy pamiętasz swój pierwszy tatuaż i emocje z nim związane?
J. M-K.: Zaczęłam dosyć wcześnie, jako szesnastolatka. I jak na szesnastolatkę przystało, decyzję podjęłam spontanicznie. Chciałam mieć tatuaż i bardziej zależało mi na samym akcie, niż na konkretnym wzorze. Historia skończyła się w przypadkowym studiu, gdzie z katalogu wybrałam sobie tribal [wzór tatuażu stylizowany na etniczny – dop. HAmag].
Matuszka Tattoo
R.W.: Kilkanaście lat później mąż spełnił Twoje marzenie i sprezentował Ci maszynę do tatuowania…
J. M-K.: Pracowałam w agencji reklamowej jako grafik, ale czułam, że nie jest to odpowiednie miejsce dla mnie. Potrzebowałam swobody artystycznej. Chciałam się rozwijać, a sztuka tatuażu była mi bliska od zawsze. Jednak nie przypuszczałam, że będę w stanie tatuować i – co więcej, że tatuowanie będzie mi wychodziło dobrze. Dużo rozmawiałam o tym z Krzyśkiem, moim mężem i jak przystało na ustatkowaną trzydziestkę, decyzję o zmianie profesji podjęłam spontanicznie (śmiech). Ćwiczenia zaczęłam właśnie na nim, potem tatuowałam znajomych i rodzinę. Tak walczyłam z materią, aż poczułam się gotowa. Chociaż trzeba przyznać, że droga do satysfakcji i opanowania stresu była długa. Minęły już trzy lata odkąd tatuuję i uważam, że w dalszym ciągu się uczę i zdobywam nowe doświadczenia. Jeżeli kiedykolwiek stwierdzę, że w temacie tatuażu już wiem wszystko, będzie to zapewne moment kolejnej mojej spontanicznej zmiany w życiu.
R.W.: Wybrałaś kolor. Twoje tatuaże mają wyraziste, soczyste odcienie. Dominują róż, błękit, pomarańcz…
J. M-K.: I turkus i fiolet i zieleń... lubię wszystkie barwy. Wybrałam kolor, ponieważ od zawsze plama była mi bliższa niż linia. Nad rysunkiem dominowało malarstwo. Praca z kolorem pod wieloma względami okazała się niełatwa, ale tym bardziej satysfakcjonująca. Dzisiaj robię po prostu to, w czym czuję się dobrze. Spełniam się, a kolor był naturalnym wyborem.
Matuszka Tattoo
R.W.: Kwiaty, liście, owady, pawie, jednorożce, lisy, kameleony, koty, motyle, ptaki, profile fantazyjnych twarzy, oczy, serca, cylindry ozdobione wzorem szachownicy, flamingi, które można by skojarzyć na przykład ze światem wyobraźni Lewisa Carrolla i „Alicji w Krainie Czarów”… Magia! Skąd czerpiesz inspirację dla swoich tatuaży?
J. M-K.: Inspiracje są wszędzie. Wystarczy czasami przymrużyć oczy.
R.W.: W jaki sposób zdefiniowałabyś styl swoich prac?
J. M-K.: Często się zastanawiam, czy jestem w stanie zdefiniować swój styl i czy w ogóle chcę to robić. Staram się nie zamykać w żadnych ramach, nie ograniczać swojej wolności artystycznej. Ponieważ każdy temat przechodzi przez moją głowę, a każdy wzór wychodzi spod mojej ręki, siłą rzeczy na końcu buduje się w miarę spójny stylistycznie obraz. Bliska jest mi ilustracja i malarstwo, co pewnie mocno wpływa na formę moich tatuaży.
Matuszka Tattoo
R.W.: Jesteś autorką ilustracji do wiersza „Papugi” Emilii Moniuszko-Kwiecińskiej w książce charytatywnej dla dzieci „Gwiezdne marzenia”, wydanej w tym roku przez wydawnictwo Sofijka.
J. M-K.: Bardzo się cieszę, że miałam okazję wziąć udział w tej akcji, a moje umiejętności mogły komuś przynieść radość. Dobrze wiem, jaką wartość ma uśmiech dziecka. Chętnie biorę udział w różnych inicjatywach społecznych. Ostatnio miałam okazję współtworzyć ciekawy panel dyskusyjny z dziewczynami z Fundacji Mamy Głos w ramach spotkań „MegaBabka”, oraz wesprzeć swoją grafiką charytatywną akcję „Tatuujemy w obronie praw kobiet”. Czasem nawet mały gest może znaczyć dla kogoś innego bardzo wiele, dlatego warto być wrażliwym na to co dzieje się w naszym otoczeniu.
R.W.: Oprócz Ciebie, czyli mamy z tuszem, w Matuszce Tatoo pracują Olga „Dziary u typiary”, Monika „Mobo" oraz Ewa Dobrochna. Jest to również twórcze miejsce spotkań z innymi artystami. Opowiedz o nich.
J. M-K.: Chciałabym żeby Matuszka była miejscem skupiającym ciekawe osobowości, wspaniałych artystów, którzy wymieniają się swoimi doświadczeniami i inspirują się wzajemnie. Dlatego bardzo chętnie zapraszamy do nas gości z innych studiów. Wierzę, że wzbogaca nas to jako tatuatorów i pozwala obcować z nowymi technikami i stylistykami w dziedzinie tatuażu. Bardzo lubię wspólne tatuowanie, rysowanie i rozmowy, zawsze mnie to mocno nakręca do działania.
R.W.: Kto najczęściej odwiedza Matuszkę Tatoo? Czy wykonujesz tatuaże na zamówienie?
J. M-K.: Zazwyczaj są to kobiety, mężczyźni także nas odwiedzają, choć są w mniejszości. Wiek czy profesja nie mają większego znaczenia, szczególnie teraz, kiedy tatuaż przełamał społeczne tabu i stał się bardzo modny. Odwiedzają nas studenci, świeżo upieczone mamy, kierowcy ciężarówek, lekarze, prawnicy czy sportowcy; jednym słowem są to bardzo różni ludzie. Moje prace, bardzo często są pochodną pomysłów klientów. Oczywiście nie wszystkie koncepcje da się przełożyć na tatuaż, ale w większości przypadków to właśnie klienci podsyłają tematy.
R.W.: Czy zdarzyło Ci się odmówić wykonania tatuażu?
J. M-K.: Nie robię rzeczy, których nie czuję. Uważam, że to uczciwe, a każdy klient zasługuje na szczerość.
R.W.: Czy istnieją kursy, egzaminy tatuatorskie?
J. M-K.: Cóż, dotarły do mnie informacje, że pojawiły się osoby, które łączą pracę tatuatora i szkoleniowca. To pewna nowość, ponieważ dawniej droga do uzyskania statusu tatuatora była długa i żmudna, a zaczynała się od obowiązkowego stażu w studiu. Prawda jest taka, że tatuowania nie da się nauczyć w kilka dni czy tygodni. Ja robię to kilka lat, a cały czas uczę się czegoś nowego. No i trzeba pamiętać, że tatuowanie to nie tylko technika, ale także talent. Maszynkę może trzymać każdy, robić dobre tatuaże już nie.
Matuszka Tattoo
R.W.: Czym jest dla Ciebie tatuaż?
J. M-K.: Ponieważ pochodzę z miasta, które żyje sportem żużlowym, pozwolę sobie na pewne porównanie. Otóż często się mówi, że żużlowcy mają metanol we krwi i nie mogą żyć bez tego „paliwa”. Podobnie tatuatorzy, w ich krwi krąży pigment, dostarczając codzienną dawkę twórczej radości. Dźwięk pracującej maszynki, trochę złowrogi, a jednak hipnotyzujący. Myślenie o wzorze, analizowanie każdej kreski, każdego ruchu ręki. Wielogodzinne rozmowy z klientami, często bardzo szczere i intymne. Wspólne przeżywanie bólu, jaki towarzyszy tatuowaniu, zmaganie się z własnymi słabościami, a na koniec uśmiech i radość z wykonanej pracy. Czym jest dla mnie tatuaż? Stylem życia. Ktoś może powiedzieć, że to wyświechtany banał, ale ja naprawdę uważam, że mam niesamowite szczęście, że mogę robić to co robię.